Tag Archives: the meg

Kronika filmowa: 03.09.2018

Na oko tydzień książkowych adaptacji. 😀

Poniedziałek 27.08

„Też go kocham” („Juliet, Naked”) (2018), reż. Jesse Peretz – 7/10

[O czym jest ten film]: O kobiecie, która przez przypadek poznaje idola swojego chłopaka i o muzyku, który musi się zmierzyć ze wszystkim błędami swojego życia.

Początek pachnie schematem, a jednak film się w niego nie osuwa. Scenarzyści sporo poprawili po Nicku Hornbym i zaskakująco dobrze im to wyszło. To naprawdę nie jest kom-rom. Ot, bardzo życiowe, bezpretensjonalne i zabawne kino nie tylko o związkach. Dobrą robotę robią świetnie pasujący do swych ról aktorzy: Hawke, Byrne i O’Dowd. Aczkolwiek show kradnie postać burmistrza, zwłaszcza w mojej ulubionej scenie prezentacji gwiazdy. Bardzo przyzwoity film, jestem zaszczycona;)

[Dla kogo jest ten film]: Dla fanów antykomedii romantycznych i dowcipu na wyższym poziomie niż w przeciętnym amerykańskim hiciorze. No i oczywiście dla wielbicieli brytyjskich akcentów.

*

„The Meg” („The Meg”) (2018), reż. Jon Turteltaub – 5/10 (4,5)

LOL, idźcie pomacać dno oceanu. A nuż, widelec. 😀

[O czym jest ten film]: O szalonych ludziach i racjonalnym wielkim prehistorycznym rekinie.

Zaprawdę byłaby to dużo lepsza produkcja, gdyby nie zawierała dialogów. Są fatalne. Odtwórstwo (nie mylić z aktorstwem) też ssie. Najlepiej i najdojrzalej gra tu małe dziecko (słodka Shuya Sophia Cai), Jason Statham i Cliff Curtis prezentują się przyzwoicie, natomiast resztę występów należałoby pominąć milczeniem (doktor Zhang Winstona Chao niebezpiecznie przypominał mi bohaterów „Mody na sukces”). O absurdach fabuły też szkoda gadać. Lepiej się pośmiać. 🙂 Albo skupić się na widowisku. Bo trzeba przyznać, że efekty (w tym megalodon) są naprawdę mega. Przy okazji brawa dla Chińczyków (film jest amerykańsko-chińską koprodukcją), za to że wycisnęli dno oceanu do cna, między innymi zachwalając walory turystyczne Sanya Bay. Film jak film, ale taka reklama to zawsze dobra inwestycja.

[Dla kogo jest ten film]: Dla miłośników rekinów, potworów, Jasona Stathama i spektakularnych efektów.

Czwartek 30.08

„Mroczne umysły” („The Darkest Minds”) (2018), reż. Jennifer Yuh Nelson – 3/10 (2,5)

[O czym jest ten film]: O dzieciach, które w wyniku choroby nabierają supermocy i muszą uciekać przed dorosłymi, którzy czują się tym wszystkim zagrożeni.

To taki film-fantazja dla ludzi, którzy nienawidzą dzieci, bądź mają dzieci i chcieliby móc na nie zapolować. Absurd. Który poniekąd oglądałam z zainteresowaniem. Ciekawiło mnie bowiem, do ilu den zdołają dobić twórcy. Zgodnie z przewidywaniami okazało się, że do tylu co w dobrych rajstopach (i gdyby naukowcy z „The Meg” mieli rację, przebijaliby się dalej), ale sam proces pogrążania się był fascynujący. Uwielbiam dystopie i jestem w stanie dużo im wybaczyć, ale to jest jedna z najgłupszych opowieści, z jakimi miałam do czynienia (klisza kliszy kliszy, w dodatku bez cienia składu i sensu). Jako że Alexandra Bracken popełniła książkę, na której bazuje ta produkcja, w 2012 roku, kiedy to gatunek był w pełni rozkwitu i każdy miał dostęp do masy dobrych wzorców, nie widzę dla tej „twórczości” żadnego usprawiedliwienia. To jest przykład najobrzydliwszego odcinania dolarów od popularnego trendu. Szczęśliwie film nie zarobił więc kolejnych odsłon raczej nie będzie. Plus za najbardziej żenujący dialog o skarpetkach w historii kina i kreację Harrisa Dickinsona (zdecydowanie się wyróżnia na nijakim tle).

[Dla kogo jest ten film]: Dla psychofanów dystopii i młodzieżowych romansów, dla widzów, którym nie przeszkadza, że z 3 części zobaczą tylko jedną i dla ludzi, którzy ekstremalnie nie lubią dzieci.

*

„Krzysiu, gdzie jesteś?” („Christopher Robin”) (2018), reż. Marc Forster – 7/10

[O czym jest ten film]: O tym jak dorosły już Krzyś ponownie spotyka wesołą kompanię ze Stumilowego Lasu (z przyczyn prawnych zwanego tu Stuwiekowym).

Nie czytałam „Kubusia Puchatka” w dzieciństwie, bo wydawał mi się zbyt infantylny. Czytam teraz i wygląda na to, że musiałam do tej książki dorosnąć. ;D Miałam nie iść na ten film, bo dubbing only. Zaintrygowana pozytywnymi ocenami znajomych, złamałam się jednak i nie żałuję. „Krzysiu, gdzie jesteś?” to wyższa klasa humoru (w którym przodują Kubuś i Kłapouchy. obaj po prostu cudni!) i wyższa klasa wzruszenia (historia nie jest smutna, ale bez paczki chusteczek się nie obejdzie. może się też zdarzyć, że po seansie pół nocy będziecie szukać ulubionej maskotki z dzieciństwa. może lepiej poszukać zawczasu;). Mottem przewodnim filmu jest hasło, iż „z nic nierobienia biorą się czasem najlepsze cosie”. Niby logiczne, ale warto o tym przypominać. Mając przeczytane 2/3 „Kubusia Puchatka”, byłam bardzo zaskoczona tym, jak wiernie odtworzono tu atmosferę, teksty i przygody z książki (te ostatnie w formie mistrzowskich nawiązań). Nie zdziwiłabym się, gdyby obraz Forstera, nie będąc stricte ekranizacją, był i pozostał najbardziej kubusiową i najlepszą adaptacją twórczości Alana Alexandra Milne.

[Dla kogo jest ten film]: Dla fanów „Kubusia Puchatka”, dla osób, które chciałyby zostać fanami „Kubusia Puchatka”, dla ludzi, którzy lubią się wzruszać, raczej dla dorosłych niż dla maluchów (najlepiej bawili się na tym dorośli w moim wieku. małe dzieci i ich rodzice się nudzili).

*

„Dogman” („Dogman”) (2018), reż. Matteo Garrone – 7/10 (6,5)

[O czym jest ten film]: O wyjątkowo nieogarniętym psim fryzjerze i konsekwentnym zapędzaniu się w kozi róg.

Główny bohater to miś o bardzo małym rozumku i wielkim sercu. Jak na taką pierdołę świetnie się wspina (na trzeźwo bym go raczej nie przebiła), ale życia sobie nie potrafi ułożyć. Między innymi dlatego, że lepiej rozumie zwierzęta niż ludzi. Marcello (brawurowo zagrany przez Marcello Fonte) to jedna z tych postaci, które wzbudzają całe morze uczuć. Od szczerej sympatii (choćby przez wzgląd na chihuahuę) po równie szczerą złość. Chwilami złość tę ciężko było przełknąć, ale zgadzam się z jedną z użytkowniczek Filmwebu, że ocenianie takich ludzi z pozycji wykształconej, godziwie sytuowanej osoby, która wychowała się w lepszym świecie, jest nie na miejscu. Toksyczne relacje są toksyczne. A choć każdy wie, że należałoby się nauczyć stawiać granice, czasem się tego zrobić nie da.

Fajnych filmów trochę we wrześniu w kinach będzie, ale tych „lepsiejszych” (oryginalnych i dalekich od masówki) nie za wiele więc polecam!

[Dla kogo jest ten film]: Dla fanów twórczości reżysera „Gomorry” i „Pentameronu” – Matteo Garrone oraz dla wielbicieli psów, kina psychologicznego i nieoczywistego kina gangsterskiego.

Piątek 31.08

„Bajecznie bogaci Azjaci” („Crazy Rich Asians”) (2018), reż. Jon M. Chu – 6/10

[O czym jest ten film]: O bajecznie bogatych Singapurczykach i ich mezaliansach.

„Bajecznie bogaci Azjaci” to takie azjatyckie „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, tyle że bez 50 twarzy Greya. Główni bohaterowie są przyjemnie normalni, na takim etapie związku, że nie muszą jeszcze świrować z pikanterią, a autorowi książki, której film jest adaptacją, jakoś nie przyszło do głowy, by zbudować fabułę na seksie. Zgadza się tylko skala przepychu i trochę drama. Gwarantuję jednak, że trafiwszy do kina przez przypadek, nie umrzecie z nudy i zażenowania. Jest za to duża szansa, że się pośmiejecie.

[Dla kogo jest ten film]: Dla fanów książek Kevina Kwana (i tu Wam mogę zagwarantować, że wszystkie 3 części trylogii powstaną, gdyż fabularni „Bajecznie bogaci Azjaci” zdążyli już zrobić furorę w Ameryce], dla miłośników harlequinów i innych romansów, dla marzących o luksusie oraz dla maniaków wszystkiego co azjatyckie.

Dodaj komentarz

Filed under Film